O rowerowych książkach – „ROWEREM NA IGRZYSKA”

Promujemy aktywny tryb życia i ekologiczny środek transportu jakim jest rower

O rowerowych książkach – „ROWEREM NA IGRZYSKA”

     Rowerem na igrzyska to dziennik z wyprawy do Pekinu, a dokładnie 10255 km samotnej wyprawy z Sopotu o Pekinu. Trasa wydaje się bardzo ciekawa, mało kto jeździł rowerem przez Mongolię czy Chiny. Gdy zamawiałem tę książkę zastanawiałem się czy gdybym miał wybierać,  w którą stronę pojechać 10 000 km czy wybrałbym Pekin? 
Trasa daleka ale krajów po drodze nie dużo.  

Na początku dowiadujemy się kim jest autor i podróżnik,  nie ma on zbyt wielu rowerowych doświadczeń przed wyjazdem, udało mu się zebrać kilku sponsorów, ma fajny pomysł jedzie na igrzyska olimpijskie do Pekinu. Wszystko super!- jest cel, jest kasa i jest chęć. Co ciekawe swoim przykładem Krzysztof Skok udowodnił, że nawet amator bez dużego doświadczenia może dojechać na rowerze do Pekinu. To dobry przykład zwłaszcza gdy ktoś mówi, że w życiu nie przejedzie 100 kilometrów na rowerze, można? można.
Sam dziennik ma standardową formę – data, co się wydarzyło ile kilometrów średnia prędkość. Z czasem zaczyna się robić monotonnie, w moim przypadku na wyprawach dzieje się tak dużo, że jak ktoś pyta to dziś widziałeś najlepiej odpowiedzieć, ze nic ciekawego, bo co tu powiedzieć. Krzysztof Skok stara się jednak w miarę systematycznie spisywać swoje obserwacje. Sam nie wiem jakie miałem odczucia podczas czytania, z jednej strony opisy były dość rzeczowe przez co kiepsko jest wczuć się w klimat wyprawy, ale z drugiej strony gdy już samemu ma się kilka doświadczeń można w ten sposób więcej się dowiedzieć. Kupując tę książkę trzeba się jednak raczej nastawić na suche fakty niż malowniczą podróż w nieznane, co wcale nie jest wielką ujmą dla autora.  Dla mnie wyjątkowo ciekawe były opisy dotyczące trasy, noclegów ciekawych miejsc, języka i bezpieczeństwa, chyba dużo ludzi czyta takie książki właśnie  z myślą o ewentualnym przejechaniu kiedyś takiej trasy.  Książka jest ilustrowana, znajdują się tam fotografie z wyprawy niestety  dość słabe – trasa i rower i ludzie, trasa rower i ludzie… ciekawie zaczyna się dopiero gdy opisywany jest przejazd przez Mongolię i już do Chin.

 

Jeżeli chodzi o dzienne dystanse itd.  to jak wiadomo ciężko się na ten temat wypowiadać, mimo wszystko czasami wydawało się, że wyniki dzienne były dość małe… co oznacza, że trasę można przejechać szybciej – nie uważam że warto się ścigać, ale jak wiadomo  ograniczenia czasowe i finansowe istnieją.  Trasa i warunki przejazdu są całkiem ciekawie opisane i dużo wyjaśniają. Wielkim zaskoczeniem była dla mnie wiedza podróżnika o rowerze. Nie umiał wyregulować przerzutek, miał kilka problemów z rowerem – dużo dużo szczęścia, tym bardziej że to wyjazd na wschód… niby bliżej fabryk ale nie oznacza to że wszędzie można dostać części zamienne itd. Ogólnie autor często miał sporo farta,  to cecha wielu podróżników rowerowych, ale w tym przypadku szczególnie duża. Całej książki opowiedzieć się nie da, zwrócę jeszcze tylko na kilka motywów dotyczących  rowerzystów napotkanych po drodze… gościnności i ciekawych potraw.  Zdziwiło mnie bardzo to, że Skok wracał wraz z rowerem, zawsze się nad tym zastanawiam, do czego nadaje się rower  powiedzmy po 15 000 km pod obciążeniem na kiepskich drogach. Często wydaje mi się, że lepiej go sprzedać na miejscu albo komuś oddać. Opłata za przewóz roweru, problemy (których autor tez miał) podczas podróży a gdy już się uda przyjechać to w zasadzie połowa rzeczy do wymiany. Można schować osprzęt do plecaka i wracać pieszo:)  Może się to wydawać dziwne ale taki prosty rachunek może pokazać, że nawet finansowo się to opłaca.

Kolejna sprawa to, rzecz na którą często zwracam uwagę a mianowicie czy wyprawa rowerowa musi być cała na rowerze?   Z jednej strony to trochę głupie, że jedzie się gdzieś na rowerze pada deszcz to czemu nie podjechać pociągiem? Nie mam nic przeciwko. Ale czy jak ktoś biegnie w maratonie a podczas trasy weźmie taksówkę? No to już nie jest, że przebiegł. Zmierzam do tego, że dla mnie osobiście  – dla własnego komfortu itd. podczas trasy rowerowej cały dystans muszę przejechać na rowerze, czasami jest podwózka, coś jeszcze, ok ale to już nie to samo. Podczas podróży do Pekinu autorowi zdarzyło się kilka rady podjechać samochodem raz to bylo 142 km innym razem 80 km potem jeszcze 100 km stopem … może się czepiam, ale w zasadzie to na rowerze nie dojechał do Pekinu. tylko rowerem i stopem… Nie chcę wyjść na radykała, ale  skoro już publikuje się książkę o wyprawie rowerem  z punktu A do punktu B..no to mi to troszkę przeszkadza. Często tak jest czytając opisy relacji – ktoś pisze, że jedzie na rowerze np do Indii, tyle że po drodze 1200 km pociągami.. a ja się zastanawiałem dlaczego tak szybko:)  To co jeszcze mogę zarzucić autorowi, to chyba to, że troszkę za bardzo wykorzystywał ludzką dobroć „wadą rosyjskich śniadań jest to, że są one stosunkowo skromne (wiele osób dziwi się, że jem o tej porze) i zazwyczaj trzeba samemu jeszcze dopytywać się o możliwość dokładki„. Nic strasznego, ale poznałem w życiu kilku takich podróżników, którzy każdy dom traktują jak własny po tak długim czasie podróżowania nie ma się co dziwić, ale mnie to jeszcze uczula.
Podsumowując, książka o wyprawie do Pekinu, jest ciekawą pozycją dla wszystkich którzy myślą o wyprawie w tamte rejony, albo są ciekawi jak tam jest. Odradzam ją jednak osobom, które szukają wciągającej fabuły albo chcą się wczuć w klimat wyprawy. Ma to swoje zalety i wady. Na końcu książki są jeszcze porady dotyczące wiz jedzenia transport więc myślę że warto zajrzeć przed rowerowym wyjazdem w stronę wschodzącego słońca:)

 

[Piotr Łuczyński]